Gość
|
Wysłany: Sob 22:40, 05 Maj 2007 Temat postu: Czwarta Władza - #4 - Psychoza. |
|
Próbując sobie uświadomić kwotę miliona sztuk złota, doszedłem do wniosku, że niemożliwym jest nawet przechowanie ich w kościele, którym się aktualnie znajduję. Pierwszym pytaniem, jakie przebiło mi się przez mózgoczaszkę wpadając do głowy, okazało się „gdzie on przetrzymuje bogactwa zdobyte przez nadużywanie ludzkiej ufności przy sprzedawaniu tak zwanego światła gwiazd?”.
Spacerując po niewielkiej nieruchomości natknąłem się na kolejne pytanie, „co jeśli magia istnieje?”. Analizując je, przypomniałem sobie o plotkach dotyczących niejakiej magicznej skrzyni depozytowej, w która dotychczas nie wierzyłem. Wyklinając cenę wspomnianego wcześniej amuletu, udałem się do wyjścia i kontynuowałem przechadzkę na wschód od latającego statku. Po chwili dotarłem do wieży z płonącymi filarami, przy czym nie czując żaru zbliżyłem się do jednej z dwóch wysokich budowli i rozpoznałem skrzynię, której używałem w „City”.
Otwierając kwadratowe drewniane pudełko depozytowe rozpoznałem rzeczy, które przechowuję w obecnym mieście zamieszkania. Rozejrzałem się w około oczekując rozpoznania wielkiego budynku depozytowego w stolicy kraju, lecz o dziwo, nadal byłem na pierwszym poziomie wieży. W tej chwili w głowie zapaliła mi się żarówka, a znając uliczny język, od razu pojawił się na niej napis „WTF?”.
Rozpocząłem chaotyczny bieg przez ulice miasta, którego nawet nie znałem, rozglądając się na wszelkie strony świata pominąłem wzrokiem fontannę, która po chwili biegu na północ od wież pojawiła się tuż przede mną. Prędkość, którą osiągnąłem w porównaniu do pozostałej możliwej drogi hamowania, okazała się sumą wystarczającą, bym wylądował w małym, mokrym zbiorniku wodnym.
Po wynurzeniu głowy z wody zorientowałem się, że jestem w małym pomieszczeniu ze skalnymi schodkami, wciąż trzymając się tej samej fontanny. W euforii zbiegłem po stopniach ukazujących kilka dróg ucieczki. Bez zastanowienia pobiegłem przed siebie, nieznanym tunelem, docierając do kolejnych kamiennych schodów, ponownie nie zdążyłem wyhamować kończąc na błotnistej ziemi. Podnosząc wzrok, oceniając na 30 centymetrów, przed sobą ujrzałem łeb wielkiej czerwonej jaszczurki z zielonymi oczyma, przysiągłbym, że się uśmiecha.
Po chwili niezrozumianej ciszy poczułem szarpnięcie lewego ramienia, a jedynym wątkiem wijącym się w mojej głowie, był szaleńczy uśmiech jaszczura. Na moje szczęście w ułamku sekundy zrozumiałem, że właśnie toczy się walka o życie... Moje życie. Szybkim ruchem dobyłem sztyletu wiszącego u mego boku i zdobyłem się na silne cięcie szyi gada, po czym rzucając się do ucieczki wdrapałem się z powrotem po skalnych schodach do bezpiecznego tunelu.
Wciąż w euforii i pod wpływem adrenaliny tym razem wybrałem drogę prowadzącą na północ, zbiegając po schodach ujrzałem las. Stojąc przed jednym z wielu drzew, nie myśląc logicznie, wbiegłem do miasta natury i ocierając się o kolejne pnie, dobiegłem do miejsca, gdzie oparłem się o drzewo i spuściłem głowę w dół. Patrząc na masywnie krwawiące lewe ramię, powtarzałem sobie, „magia nie istnieje”.
PS:No nic dzisiaj puściłem swą wyobraźnie naprzód :)Jutro spróbuje wymyślić około 4 części ;] POZDRO
|
|